piątek, 2 grudnia 2011

where is the love?

 Piszę po kilkudniowej przerwie, ale jakoś musiałam wszystko ogarnąć, dużo się działo i miałam kompletny brak czasu, żeby cokolwiek tutaj napisać. Ciągły pośpiech, tak właśnie żyję od września do czerwca. Prawdę mówiąc przyzwyczaiłam się już do tego, lecz na pewno długo tak nie pociągnę.. Za dużo na siebie biorę, to na pewno. Jeszcze dwa lata i wszystko się zmieni, WSZYSTKO. Zacznę dużo od nowa, zakończę pewne rozdziały w moim życiu, a otworzę nowe.  Mam nadzieję, że wszystko się uda tak jak to sobie wymarzyłam.
Coraz mniej myślę o tym co minęło, o tym co przeminęło, a nie powinno i wszystko z mojej winy. Niestety jak już powróci i zacznę nad tym wszystkim rozmyślać to boli z podwojoną siłą. Ale cóż, zaczynam się przyzwyczajać do tego bólu od środka za każdym razem, gdy Cię widzę, albo cokolwiek mi się przypomni. Muszę nauczyć się z tym żyć. To będzie trwało długo, ale w końcu się nauczę. Kiedyś przecież zapomnę. Chociaż.. nie nie nie, nigdy nie zapomnę, po prostu z biegiem czasu nauczę się z tym żyć i przyzwyczaję się do myśli, że to minęło i nigdy już nie wróci. Czasami najlepszym wyjściem jest odpuścić, przestać walczyć i spróbować zapomnieć.. Tylko jak mam patrzeć w przyszłość, skoro ty miałeś być moim jutrem?!
Martwi mnie też to jak łatwo można stracić niektórych ludzi. Myśleć, że zna się ich od A do Z, a jednak kiedyś coś się psuję. Coś niszczy tę znajomość. Życie, czasami tak bywa. Jednak dziękuję tym którzy byli, są i będą. Tym którzy ze mną zostali i mnie wspierają. Nie są fałszywi i po prostu zawsze są przy mnie i wiem, że choćby się paliło, waliło, a świat by się miał zaraz skończyć, zawsze mogę na nich liczyć.

"tam jest taki prostokącik z klamką - to drzwi. Wyjdź przez nie do ogródka, chwileczkę odetchnij, a potem wypierdalaj"  - mój ulubiony cytat z Sali samobójców :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz